Rozpoczęliśmy kolejny etap naszej podróży, zwany długim powrotem do domu. Zanim dotrzemy do Polski przed nami jeszcze kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia w Bułgarii, potem Macedonia, Albania, Kosowo i Serbia oraz tranzyt przez Węgry i Słowację. Daliśmy sobie na to 7 dni. Podczas naszej bałkańskiej wyprawy poznaliśmy już rumuńską Transylwanię, turecki Stambuł i całe bułgarskie wybrzeże Morza Czarnego od północy na południe. Najwyższy czas zajrzeć w głąb kraju. Po drodze do Macedonii planowaliśmy zwiedzić przede wszystkim Wielkie Tarnowo, Sofię i Monastyr Rylski.
Droga na zachód przebiegała spokojnie. Mieliśmy kupioną przy wjeździe na terytorium Bułgarii winietkę za 10 euro, wydaną na dwa tygodnie i to był ostatni dzień jej ważności. Przez dwa tygodnie jazdy wzdłuż wybrzeża poruszaliśmy się zwykłymi drogami, teraz mieliśmy po raz pierwszy okazję przejechać się kawałkiem autostrady z Warny w zachodnim kierunku.
Koło Targowiszte zobaczyliśmy ciekawy pomnik na górze, a w Omurtag stojące przy drodze samoloty bojowe i działa, które były swoistym muzeum wojskowym pod gołym niebem. W okolicach Lescovaca dostrzegamy widoczny na wzgórzu pałac. Dojechaliśmy do miejscowości Wielkie Tarnowo (Wielikie Tyrnowo), gdzie zrobiliśmy sobie dłuższy postój połączony ze zwiedzaniem miasteczka. Niegdyś była to stolica państwa bułgarskiego, a dzisiaj to niewielkie miasto z bardzo znanym uniwersytetem i bogatą historią. Jego nazwa pochodzi od słowiańskiego słowa „cierń”.
Wielkie Tarnowo położone jest na kilku wzniesieniach. Na wzgórzu Carewec można zwiedzać ruiny zamku i murów obronnych z XIII wieku, a na wzgórzu Trapezica pozostały do dziś ruiny obwarowań i cerkwi z resztkami malowideł, mozaik i detali ceramicznych. Idąc w kierunku wzgórz Carewec i Trapezica można zauważyć monumentalny pomnik Matki Bułgarii znajdujący się w dolinie z prawej strony ulicy. Ciekawą, bizantyjską architekturę ma też znajdująca się w centrum miasteczka cerkiew.
Kilka kilometrów od Wielkiego Tarnowa istnieje kamienne miasteczko Arbanasi. Znajdują się tam liczne zabytkowe domy warowne i cerkwie z okresu XVI-XVIII wieku. Spacerujemy po miasteczku, które sprawia wrażenie jednej wielkiej twierdzy. Każdy dom otoczony jest wysokim, kamiennym murem, za którym kryją się przytulne zabudowania skąpane w zieleni. Odwiedzamy Monastyr Żeński pod wezwaniem św. Bogurodzicy oraz Monastyr św. Mikołaja. Zaglądamy też do jednej z karczm urządzonych w sielskim, tradycyjnym stylu.
Po trasie mijamy stojącą tuż przy samej drodze ciekawą kaplicę w miejscowości Nove Selo, do której prowadzą strome schody. Mieliśmy jeszcze w planach pobyt w Dolinie Róż, ale zbyt wiele czasu zeszło nam na szukaniu cerkwi w Arbanasi, więc zmierzaliśmy dalej, prosto do Sofii. Wjechaliśmy do stolicy Bułgarii późnym popołudniem i zaparkowaliśmy na placu przy pomniku Cara Oswoboditiela, czyli znienawidzonego przez Polaków Aleksandra II.
Miasto Zofii leży u stóp Masywu Witoszy i jest zamieszkana przez ok. 1,5 mln osób. Sofia była tracką osadą o nazwie Serdika, a od 1879 roku jest stolicą państwa bułgarskiego. Nazwa miasta odnosi się do istniejącej do dziś w mieście najstarszej świątyni pod wezwaniem Mądrości Bożej. Wygląda ona obecnie dość skromnie, zwłaszcza przy okazałej Katedrze św. Aleksandra Newskiego, stojącej tuż obok. Katedra ta została wybudowana na cześć rosyjskiego cara Aleksandra II, dzięki któremu Bułgaria uzyskała niepodległość w 1878 roku, po wygranej wojnie z Turcją. Świątynia została wybudowana w stylu neobizantyjskim, a ukończono ją w 1912 roku.
Zmierzamy spacerkiem pod Pałac Prezydencki, przed którym stoją wartownicy odziani w mundury przypominające raczej ludowe stroje, a nie wojskowe uniformy. Na dziedzińcu wewnątrz znajdujemy starą cerkiew i archeologiczne wykopaliska. Dostrzegamy kolumnę z boginią mądrości Sofią, symbolem miasta. Stamtąd można zobaczyć wybudowane niedaleko siebie 4 świątynie różnych religii: cerkiew prawosławną, kościół katolicki, islamski meczet i żydowską synagogę.
Ciekawie prezentuje się zwłaszcza Meczet Bania Baszi Dżamija z XVI wieku z czerwonym minaretem, który można zwiedzać poza godzinami modlitwy. Warto też zobaczyć znajdujące się niedaleko zabytkowe łaźnie tureckie. Wracając do auta zerkamy jeszcze na secesyjny budynek Uniwersytetu i meldujemy się z powrotem na placu Cara Oswoboditiela gotowi do dalszej drogi.
Zmierzamy w góry. Przed nami Riła Płanina, część Masywu Rodopskiego, najwyższy masyw górski na Półwyspie Bałkańskim ze szczytem Musała 2925 m n.p.m. Góry Riła leżą w południowo-zachodniej części Bułgarii, około 70 km na południe od Sofii. Już z daleka widzimy zarys grzbietów górskich. Naszym celem nie jest jednak zdobywanie szczytów, ale zwiedzenie Monastyru Rylskiego, który jest jedną z największych turystycznych atrakcji Bułgarii.
Zaczyna jednak powoli zmierzchać. W drodze prowadzącej do Monastyru zatrzymujemy się w Vendi pytając o ewentualne wynajęcie domku kempingowego na nocleg. Cena 50 lewów jest do przyjęcia, ale decydujemy się pojechać jeszcze te kilkanaście kilometrów do samego Monastyru, gdzie podobno też można się przenocować w mnisich celach. Stajemy przed samą bramą, która z zewnątrz wygląda dość skromnie, ale kryje za sobą wspaniały zabytek architektonicznej sztuki sakralnej wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Kudłaty pop informuje nas, że jest możliwość noclegu za 30 lewów od osoby, w skromnie urządzonych pokojach z łazienką. Po miłej rozmowie udziela nam zniżki grupowej, ale rano o godzinie 6.00 jednak zaprasza nas na mszę dziękczynną do cerkwi. Decydujemy się na taki nocleg z ochotą, bo jak do tej pory nigdy nie mieliśmy okazji spać w klasztorze. W pokoju stoją łóżka na sprężynach i jedna szafa. Na ścianie wisi obrazek Matki Boskiej. Łazienka jest prosto urządzona, ale czysta z małym okienkiem, w którym są kraty. Zza okna pokoju dobiega nas szum wody ze strumienia, a rankiem ukazuje się nam wspaniały widok na góry.
Budzi nas płacz małej dziewczynki z sąsiedniego pokoju. Okazuje się, że to kilkuletnia Francuzka, a jej rodzice poszli na mszę i ją zostawili samą. Płakała tak głośno, że widocznie nawet w cerkwi ją było słychać, bo za chwilę jej rodzice wrócili i zabrali ją ze sobą na poranną modlitwę. Ja też się tam udałem, nie tylko spełniając przyrzeczenie sympatycznemu mnichowi, ale ze zwykłej ciekawości. W cerkwi było nas co prawda tylko z dziesięć osób, ale chyba warto było ją zobaczyć, bo po modlitwie wnętrze świątyni było zamknięte dla zwiedzających.
Monastyr wygląda nocą przepięknie, zwłaszcza dobrze oświetlone, drewniane krużganki zespołu klasztornego. W dzień architektura całego kompleksu też prezentuje się wspaniale w otoczeniu wyniosłych gór. Po środku dziedzińca stoi cerkiew św. Bogurodzicy bogato zdobiona freskami, z okazałym ikonostasem wewnątrz. Obecna zabudowa pochodzi z XIX wieku, a najstarszą budowlą jest baszta Chrelina z XIV wieku pamiętająca jeszcze czasy założyciela pierwszej świątyni, pustelnika Iwana z Riły.
Cieszymy się, że dane nam było spędzić tutaj noc, bo to jedno z ważniejszych przeżyć, których doświadczyliśmy podczas naszej bałkańskiej wyprawy. Czas jednak jechać dalej. Gubimy się w mieście Blagoevrad, gdzie nie ma oznaczeń w kierunku macedońskiej granicy. Nasza nawigacja zaczęła wskazywać białe plamy, więc zdani byliśmy na mapę i drogowskazy, ale kręciliśmy się w kółko. Dopiero zapytani przez nas pracownicy stacji benzynowej wskazali nam drogę na St. Lisickovo, gdzie jest granica z Macedonią. Wydajemy ostatnie lewy w małym, przydrożnym sklepiku, gdzie kupujemy bułgarską chałwę, piwo Zagorka, rakiję i owoce.
Na granicy bułgarska celniczka sprawdza czy mamy zieloną kartę i wykupioną winietkę, a młody macedoński oficer graniczny wita nas miło po angielsku w swoim kraju. Przed nami Macedonia i kolejne kraje bałkańskie leżące na trasie naszego długiego powrotu do domu.